sobota, 17 listopada 2012

żyję żyję hop hop!

Misie Moje!
Po pierwsze wybaczcie apostrofę, ale miałam na nią straszną ochotę, czułość się mnie jakaś trzyma.
Po drugie to obawiam się, że żadne Misie już nie zostały, bo po co tu wchodzić jeśli nic nie piszę.
Ale jeśli jednak jakieś tu jeszcze czasem zaglądają to do nich prośba: wpadnijcie za tydzień, w niedzielę 25 listopada. Wtedy na pewno, na bank, na stówę coś tu znajdziecie! Wpis się już-już zaczął tworzyć  (o tym co tu, teraz, naokoło, wciąż), ale jak zwykle ostatnio nie miałam czasu i nie dokończyłam. Bo chcę Wam opowiedzieć jak to było z Zuzą, a potem jak z Gabrysią. Chcę Wam napisać dlaczego lubię Porto w listopadzie. Oraz o tym dlaczego w ogóle świat w listopadzie może być przyjemny. Albo nawet poza listopadem, ale za to w kierunku mojej skromnej osoby: na czym to polega, że świat Ulę ostatnio lubi i Ula lubi świat.
Zmykam na autobus. Do Lizbony, stamtąd jutro na Maderę na 5 dni. Z Pauliną.
O tym też Wam pewnie coś napiszę;))
Buziaki z Argentyny złotej.
:*

5 komentarzy: