czwartek, 7 lutego 2013

wiosna!


Zdałam już wszystkie egzaminy, napisałam prace, gości pożegnałam, sama z wojaży wróciłam i długo się w nowe nie wybiorę (okazuje się, że nie tylko w Polsce pieniądze znikają nieproporcjonalnie szybko w stosunku do ilości nabytych dzięki nim przyjemności). Słowem - nie pozostały żadne usprawiedliwienia, pora zebrać cztery litery i wydusić ich z siebie troszkę więcej. Tych liter, rozumiecie.

W dziale aktualności: w niedzielę przyszła wiosna. Wyszłam sobie na spacerek żeby wykorzystać piękną (jak na zimę - myślałam) pogodę, ale kiedy rozsiadłam się na ławeczce na skwerko-parku Rotonda da Boavista i wystawiłam dziób na ucałowanie promieniom zachodzącego już powoli słońca, zrozumiałam, że to nie ładny zimowy dzień, nie, że te dzieciaki na rowerkach, panowie żullowie grający hałaśliwie w karty, Brazylijka prosząca mnie o zrobienie jej zdjęcia w pozie "kobieta i krzak rozkwitającej róży", poćwierkujące radośnie ptaszki - że to wszystko najzwyczajnieszy początek wiosny! 3 lutego, tadadadam, Wiosno witaj!

W związku z tym, żeby zachowywać się adekwatnie, grzejniczek rozkręcam tylko wieczorem i skręcam w środku nocy, śpię w krótkich rękawkach i nogawkach, a za dnia okno mam otwarte na oścież i się wygrzewam jak kot (chociaż może bardziej jak pies, bo mam się za człowieka-psa, a psy przecież też się lubią w słońcu wyłożyć, nie wiem czemu mówi się zawsze tylko o kotach... nie wiem też niestety jak to bywa ze zwyczajami niedźwiedzi, a przecież wszyscy wiemy, że jeszcze bardziej niż człowiekiem-psem jestem człowiekiem-niedźwiedzicą, w związku z czym najchętniej bym powiedziała, że wygrzewam się jak tatrzańska niedźwiedzica rozleniwiona długim zimowym snem, ale gotowa już na upolowanie jakiegoś sporego ssaka kopytnego). Przydługawa dygresja na temat niedźwiedzi - zawsze miałam na to ochotę, jak dobrze mieć własnego bloga:)

Wracając do aktualności: całe szczęście właśnie teraz przyjechała w odwiedziny Ola. No dobra, przyjechała w piątek (czyli pod koniec zimy), doświadczyła dzikiej ulewy, szarości i wiatru, pojechała zaraz nazajutrz do Santiago do Zuzy, ale wróciła już wiosną, w poniedziałek wieczorem. Cały wtorek się szwendałyśmy, podobnie kawałek środy. Zdałam sobie sprawę z tego, że Porto to miasto idealne dla turystów "mobilnych", tak to nazwijmy. Czyli żadne tam siedzenie w muzeach czy skarbcach katedralnych (bo po prostu niewiele tu tego rodzaju uciech, a może i nie tak mało, ale nie jest to LouvreQuality), ale chodzenie, przysiadywanie na ławeczkach/schodach/murkach, znów chodzenie, wspinanie się stromymi ulicami, przekraczanie mostów, bycie na tych mostach, spacerowanie wzdłuż brzegu rzeki, a zaraz potem oceanu... To jest sposób na Porto, tylko w ten sposób pozwala się sobą zachwycić. Wiem, że to samo pisze się w przewodnikach o większości miast, no ale jednak zwykle są też inne punkty zaczepienia, przynajmniej w tych większych. Biorąc przykłady z ostatniej mojej wycieczki: Granada - Alhambra, Kordoba - Mezquita, Sewilla - Alcázar i Katedra z Giraldą. Chodzi o miasto w ogóle - oczywiście. Ale poza tym, zwykle, także o jakieś jedno, szczególne miejsce: katedrę, zamek, pałac, twierdzę, muzeum... W Porto nie ma takiego miejsca, od początku wizyty trzeba być przygotowanym na zdzieranie podeszw, na to, że zachwyt (/zauroczenie/satysfakcja/radość) może przyjść po pewnym czasie, że chwilę potrwa zanim się skumuluje, wyniknie z całego Spaceru.
Czuję się oczywiście odpowiedzialna za to miasto przed wszystkimi, którzy mnie odwiedzają. Jakbym sama je budowała, remontowała, sprzątała, zazieleniała, wykładała niebieskimi kafelkami i łączyła z Gaią kolejnymi mostami. Dziwne to uczucie, bo przecież każdy ma swój własny ideał. Z miejscami jest w ogóle trochę jak z ludźmi (zaraz zgoogluję czy Coelho też to powtórzył) - każdy szuka czego innego, z czym innym czuje się swobodnie, co innego go koi, co innego denerwuje.
Ja się w Porto zakochałam. I bardzo, bardzo boję się je stracić.

Słodko-gorzka, taka będzie ta wiosna, która w tym roku zaczęła się w ubiegłą niedzielę.

3 komentarze:

  1. zgadzam się - żadne tam siedzenie w muzeach. w muzeum wina najbardziej podobała mi się toaleta. lepiej doświadczyć żywego wina w którejś z piwnic.

    OdpowiedzUsuń
  2. i skutków żywego wina w jakiejś innej piwnicy : )

    OdpowiedzUsuń
  3. keep calm and just let it be sweet
    ...jak czerwone porto. :)))

    OdpowiedzUsuń