niedziela, 23 września 2012

niedziela w pieleszach

Płynie sobie leniwie niedziela. I to całkiem dosłownie, bo leje deszcz. W taki ciekawy sposób tu pada (pewnie bywa też, że pada inaczej, no ale dziś to właśnie tak), że trudno mówić o strugach wody, tworzy się raczej coś na kształt wielkiego radosnego wiru, kłębowisko kropel przetaczających się z jednej strony na drugą, zupełna samowolka. Wszystko przez wiatr. Nie mam zamiaru się dziś ruszać z Argentiny, no ale gdybym chciała to właściwie nie wiem czy uderzać w parasol czy w kurtkę, czy nawet połączenie obu tych rzeczy miałoby sens? Przecież to leje nawet z dołu w górę. Chciałam sprawdzić na co postawili inni, ale jakoś tak trafiłam, że 3 osoby, które zobaczyłam, szły (a raczej biegły) po prostu bez niczego, znaczy zwyczajnie w bluzie. Pomyślałam, ze to może jakiś lokalny luz, ale przed chwilą wróciła moja współlokatorka Klara, Czeszka, no i też bez parasola ani kurtki. Ale to chyba też się nie liczy, bo wracała z lekcji windsurfingu (nie odbyła się, ale byli i tak na plaży i zajmowali się zbiorowym wesołym moknięciem, fajnie:)). Tak więc, podsumowując, nie wiem jak jutro się ubrać. Ale jest dobra wieść: cały tydzień ma lać, więc zdążę sprawdzić wszelkie możliwe opcje ubioru/rozbioru i wybrać najlepszą.

Więc sobie siedzę na Argentinie, zajmuję się dziś eksploracją mieszkania, czyt. wyszłam ze swojego pokoju i na dobry początek zajrzałam do nieswojej łazienki, odkrywając, że mają brudny żółty dywanik, więc my jednak z Klarą mamy lepiej, bo co prawda dywanika nie ma wcale, ale to też oznacza, że nie ma brudnego. Potem rozłożyłam się na kanapie w salonie (och tak, mamy salon świeżo, wczoraj, wyremontowany; zawsze się śmiałam, że to bezsens wynajmować na spółkę mieszkanie i zostawiać jeden pokój wolny, ale tu to chyba norma: ma być salon, ma być telewizor, kilka obrazów z ikei na ścianach i świeczki na ozdobę, ale nie do używania. i kropka). Chciałam trochę poczytać, ale jednak telewizor mnie skusił (ostatecznie to niezła rozrywka, a w ciągu ostatnich 7 lat dostęp miałam do niej mocno ograniczony), na kanale Hollywood leciało "Everybody's fine" z De Niro, o matko jak płakałam, razem z niebem, że sobie pozwolę na to nowatorskie porównanie. W filmie kilka smaczków np. to, że bohater ciągle czymś jedzie (chciałabym kiedyś czymś amerykańskim pojechać, metro, pociąg, autobus, whateva), a także to, że jedną z ról gra Kate Moennig i nie uwierzycie, ale na końcu się okazuje, że jest lesbijką! (gdyby ktoś nie oglądał to spokojnie, nie zdradzam niczego specjalnie dla filmu ważnego). Wracając do eksploracji mieszkania to potem ugotowałam sobie obiad i chciałam zjeść jak człowiek, czyt. nie zgięta na łóżku z talerzem zapchanym makaronem, który spada na klawiaturę, tylko przy stole (w salonie przy stole, sic!). Niestety, blat jest szklany, więc całą estetykę szlag trafił po minucie, makaron otoczony sosem spadł z talerza, pociągając za sobą marchewkę. Więc poleciałam po szmatkę, żeby sobie podłożyć pod talerz, ale to wcale sytuacji nie uratowało, bo szmatka zielona w pomidorki, zupełnie bez klasy.
Mimo drobnych niepowodzeń nie poddaję się i siedzę ciągle w salonie. W ramach (niezasłużonego) deseru żelki colowe, przynajmniej syfu nie da się nimi narobić. A, bo tę działkę przejęła teraz rodzina Joany, innej współlokatorki. Właśnie przyjechali, instalują ja tutaj (jest na pierwszym roku), bardzo szybko i bardzo głośno mówią i też szeroko gestykulują więc właśnie ojciec stłukł lampę, matka teraz odkurza, ojciec próbuje przekrzyczeć odkurzacz i pyta mnie czy mam abażur u siebie w pokoju (abażur ważna sprawa), matka krzyczy, że mam nie chodzić boso, bo szkło, Joana niestety nie krzyczy, ale mówi do mnie najwięcej i ja nic nie rozumiem, a ona czeka na odpowiedź, to chyba było pytanie. Jedyna osoba, która nic nie mówi to Klara, która właśnie położyła talerz gorący na szklanym blacie, zaraz ona będzie syfić, ale jeszcze o tym nie wie.
Koniec relacji, czeka na mnie serial, nie powiem jaki;p


5 komentarzy:

  1. ej, skoro już tam jesteś, zapisz się na lekcje windsurfingu! to by dopiero był erasmus;)
    Goś.

    OdpowiedzUsuń
  2. hm. przemyślę to. ale. ok, przemyślę;p

    OdpowiedzUsuń
  3. skąd Ty wiesz, jak jest "abażur" po portugalsku?

    OdpowiedzUsuń
  4. ;p wykrzykiwał i pokazywał na abażur znajdujący się w szafie i pytał czy mam to w swoim pokoju, bo jest jeden wolny. tak przypuszczam (mam nadzieję), ze chodziło o abażur;d
    swoją drogą. powinnam się chyba dowiedzieć jak jest "abażur".
    um quebra-luz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. OK, trochę mnie uspokoiłaś ;)

    OdpowiedzUsuń